PÓŁNOCNO-WSCHODNIA
IZBA LEKARSKO-WETERYNARYJNA

Dzisiaj jest środa, 03 lipca 2024 r. 185 dzień roku

  • Joanna Piekut
  • 1 lipiec 2011 r.

Regaty 2011

W dniach 3-5 czerwca 2011 r. odbyły się VI Mistrzostwa Polski Jachtów Kabinowych Lekarzy Weterynarii o Puchar Prezesa Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej na jeziorach: Dargin, Kisajno i Dobskie. Bazą regat był port w Sztynorcie. Regaty otworzył prezes Warmińsko-Mazurskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej Jacek Łukaszewicz i prezes KILW Tadeusz Jakubowski.

W regatach startowało 36 jachtów typu Fortuna. Naszą, Północno-Wschodnią Izbę Lekarsko-weterynaryjną reprezentowały dwie załogi w składzie: Joanna Pilawska-sternik, Marek Wincenciak, Sławek Wołejko, Michał Geniusz, Andrzej Czerniawski, Marek Karwowski, Wojciech Pilawski-sternik, Joanna Piekut, Paweł Gryglewski, Andrzejus Savickis i Bogdan Tchórzewski.

Wola walki była wielka, załogi aż się rwały do stawiania żagli, słońce prażyło na błękitnym niebie... tylko wiatru nie było. Słabe podmuchy pierwszego dnia regat pozwoliły rozegrać trzy biegi. Krótkie biegi więc duży tłok na trasie a tym samym nie dało się uniknąć kolizji. W czasie jednej z nich nasza koleżanka o mało nie wypadła z jachtu, kiedy jej ciało wystrzeliło do góry przecząc prawom grawitacji. Sternik łodzi taranującej przeprosił później na lądzie i wręczył prezent, który pomaga zapomnieć o niemiłych wrażeniach. Pod koniec dnia każdy czuł się niczym galernik, bolały ramiona od ciągania lin, napinania żagli, żeby złapać chociaż najlżejszy wietrzyk. A słońce wciąż grzało.

Wieczór przyniósł odprężenie, śpiewy i śmiech. Spotkania ze znajomymi tymi bliższymi i tymi nie widzianymi od lat. Wielu blady świt zastał jeszcze przy dogasającym ognisku. A tu już odprawa sterników woła i czas kolejny raz wypływać na jezioro. Słońce świeci, niebo błękitne i cisza na wodzie... zero wiatru... flauta. Boje startowe rozstawione, łódka sędziowska czeka, my też czekamy, wszyscy czekają... na wiatr. Mija godzina, słońce świeci, jest wesoło, słychać śpiewy na łódkach. Mija druga godzina. Wciąż czekamy na wiatr i dzwonek startowy. Wiatru nadal jak na lekarstwo. Za to wszyscy kolejny raz sięgają po tubki kremu z filtrem, bo słońce nie oszczędza żadnej odsłoniętej części ciała. Łączymy jachty, chłodzimy napoje na holu za burtą i czekamy. W końcu słychać dzwonek ogłaszający start. Tylko jak płynąć kiedy nic nie dmucha w żagle?! Dotarcie do żółtej boi odległej o 100 metrów zajmuje nam kolejną godzinę. Takie pływanie to nie przyjemność a męczarnia i skwar na pokładzie, który parzy stopy. Podejmujemy decyzje o rezygnacji z biegów. Odpalamy silnik, zgłaszamy łódce sędziowskiej naszą rezygnację i odpływamy w kierunku brzegu. Za naszym przykładem idą kolejne jachty. Rzucamy kotwicę i korzystamy z chłodnej wody. Tak jest dużo lepiej. Smażona ryba na obiad, krótka drzemka i jesteśmy gotowi na wieczorne szanty śpiewane i tańczone.

Niedziela to ostatni bieg, najlepszy, bo jest wiatr. Wydęte żagle i przechyły są najlepszą nagrodą za poprzednie dni. I jest satysfakcja, jacht dowodzony przez Wojtka Pilawskiego mija metę jako 4!!!

Kończymy regaty, sprzątamy łodzie, pakujemy samochód i chcemy usłyszeć ostateczne wyniki. Niestety organizacja szwankuje i nie starcza nam cierpliwości ani czasu na czekanie w upale, kiedy przed nami droga do domu. W końcu i tak nie ma znaczenia miejsce na liście. Ważne, że miło spędziliśmy czas. Za rok znowu przyjedziemy!

Zapraszam do obejrzenia fotogalerii.

Opracowała: Joanna Piekut